Ballada o walizce - Andrzej Sikorowski zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Ballada o walizce.
Ballada Romantyczność jest gatunkiem synkretycznym, czyli łączącym w sobie 3 rodzaje literackie: lirykę (pisana wierszem), epikę (fabuła, narrator) i dramat (dialogi, akcja). Bohaterowie: Karusia, Janek, Starzec, narrator, lud ze wsi i z miasta-----Dlaczego ta ballada zapoczątkowała Polski romantyzm?
Kup Widzenia w kategorii Ballada, Poezja śpiewana na CD na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej.
Ballada na urodziny - Stare Dobre Małżeństwo zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Ballada na urodziny.
Ballada do płakania w aucie Lyrics. [1 zwrotka] Mam nadzieję, że masz dobry dzień. U mnie też ok, prawie. Z automatu chciałam dzwonić znów. Ale spoko, już ogarnę. [Przed refren] Jeden
Vay Nhanh Fast Money. Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich! raz spojrzał w jej oczy ten już nie mógł zaprzestaćCzarne dziury i nicość martwych gwiazd cały wszechświat***W zimnej izbie chowana w alkoholi oparachUczuć dobrych nie znała, gdy szukała po barachOjca, braci i wujków odwiedzała nierzadkoSmalec, grypsy nosiła oraz usta z pomadkąNiewiadome dźwigała w końcu to wyleciałoByło małe i śliskie i cichutko załkałoWzięła w dłonie malutkie przytuliła z czułościąKrótki oddech ostatni był ostatnią miłościąDo torebki foliowej z uśmiechniętym owademSpakowała swych wujków, braci, ojca przykłademWyszła z domu jak stała nawet drzwi nie zamknęłaPoszła w las się przytulić do pobliskiego drzewaLudzie szepczą i syczą: to puszczalska gówniaraZdjęła majtki na drodze za marnego talaraPodła z niej była suka i jak suka tu zdechłaPrzywiązana do drzewa z tym spojrzeniem na przestrzałTylko szkoda dzieciaka, co mu życie zabrałaMogłaby je wychować, ale je raz spojrzał w jej oczy ten już nie mógł zaprzestaćCzarne dziury i nicość martwych gwiazd cały wszechświat*** 16:26___Dzisiaj jest również Dzień Podłości.
CZĘŚĆ PIERWSZARozdział 1Petronela skręciła za róg ulicy Smutnej. Stąpała ostrożnie po krzywym bruku, aż wreszcie dotarła do rodzinnej piekarni. Wiosenny wiatr wzmógł się znienacka i niczym fryzjer przeczesał pszeniczne włosy dziewczyny. Przygładziła je drobnymi palcami, po czym przesunęła zasuwę, która chodziła nieco opornie, i otworzyła szare okiennice. Ich skrzydła wsparły się o ściany kamienicy, w której mieściła się piekarnia Spalony Precel, sąsiadująca z apteką i Petronela weszła do środka, zadarła głowę ku niebu. Bure chmury zdawały się stać w miejscu, jak zawsze przesłaniając słońce. W Mieście nigdy nie widywano ani jego rażącej tarczy, ani błękitnej połaci nieboskłonu. Mówiło się, że to przez dym z komina spółdzielni mleczarskiej. Zakład usytuowany był w samym centrum, a miejscowość leżała w dolinie otoczonej lasem. Dlatego właśnie dym zawisał nad Miastem, otulał je niczym mgła nad bagnami. Mgła, która zdaje się nigdy nie przecierać. W tym przypadku było tak w światła, rozjaśniając wnętrze sklepu, na którego ścianach wisiały liczne czarno-białe fotografie rodziny Złudnych. Przodkowie pozowali, dzierżąc w dłoniach ogromne bochny chleba. Wszyscy prezentowali jednakowo posępne miny. Ale chyba najbardziej ponury wydawał się pradziadek Petroneli, którego portret wisiał w centralnym miejscu lokalu, tuż za ladą. Zmysław Złudny założył piekarnię w tysiąc dziewięćset dwudziestym roku i zapoczątkował tym samym rodzinną tradycję. Dziś panna Złudna uważała, że w sumiastym wąsie było mu nie do twarzy, a na zdjęciu wygląda, jakby zaraz miał się rozpłakać i otrzeć łzy kawałkiem chleba. Może pojął, co zrobił kolejnym pokoleniom?, myślała za każdym razem, gdy tuż po wejściu do piekarni witała się z nestorem rodu grzecznościowym skinieniem firmowy fartuszek, związała włosy w kok i poszła na zaplecze, gdzie przez całą noc załoga przygotowywała pieczywo, by było gotowe na rano. Rumiane bochenki czekały już w skrzyniach, by zanieść je do sklepu.– Dzień dobry, Petronelo! – przywitał się pan Wojtek, uchylając furażerki. – To dziś jest ten dzień!Stary piekarz pracował dla jej ojca, Kazimierza Złudnego, od piętnastu lat. Do pomocy miał jeszcze dwóch piekarzy ciastowych i piecowych. Taka załoga wystarczała, by zaspokoić potrzeby klientów Spalonego Precla.– Miał nadejść, więc nadszedł – odparła. – Zanieście to chłopcy. – Wskazała na skrzynie. – I ułóżcie pieczywo na półkach. Zaraz w białych uniformach zabrali się do pracy. Petroneli wydawało się, że najstarszy z nich, Romek, przechodząc, musnął jej ramię, ale czym prędzej odrzuciła tę myśl. Kiedy towar został wyłożony, a zaplecze posprzątane, została w sklepie sama. Podeszła do drzwi i obróciła wiszącą na sznurku plakietkę, by od ulicy widoczny był napis „Otwarte”. Westchnęła przeciągle, po czym wróciła za ladę. I dopiero wtedy dostrzegła leżące przy kasie pudełko obwiązane firmową wstążką. Rozwiązała ją jednym pociągnięciem. W środku znajdowała się śmietankowa babeczka z liczbą dwadzieścia trzy na wierzchu, wykonaną z lukru. Urodzinowy prezent od załogi. Takich ciastek nie było w ofercie piekarni; Petronela domyśliła się, że upieczono je specjalnie dla niej. Nie dołączono żadnej kartki ani bilecika. W Mieście nie składano sobie życzeń, bo wszystkim wydawały się odsunęła wypiek na bok, gdyż do sklepu weszła właśnie pani Maryla. Zawsze pojawiała się pierwsza.– Moja Petronelo, co za ponury dzień! Wyobraź sobie, że zepsuł mi się czajnik – zaczęła od progu stara nauczycielka. – Nie mogłam napić się kawy! Na domiar złego czuję, że zaraz dopadnie mnie migrena – dodała, podchodząc do lady. – Cały dzień stracony! Jak ja wytrzymam w tym stanie na uroczystościach? Marnie to widzę.– Przykro mi. – Petronela sięgnęła po pieczywo, które zawsze kupowała stała klientka. – Mały chleb wieloziarnisty i dwie bułki grahamki – powiedziała, pakując wypieki do papierowej torebki z logo w kształcie precla.– Zbyt twarda skórka i dwie szybko się starzejące – mruknęła pani Maryla, sięgając po portfel. – Tak je określam – wyjaśniła bez cienia pretensji.– Może ma pani dzisiaj ochotę na coś innego?– Lepiej nie ryzykować rozczarowania, dziękuję. – Kobieta położyła banknot na plastikowej podstawce. – Wstąpię teraz do apteki, bo to migrena jak nic! Do zobaczenia wieczorem! O ile zobaczymy się w tym tłumie! – dodała, odbierając resztę i zakupy.– Mówią, że i tak nie będzie czego oglądać. Jak co roku! Jeśli pani źle się czuje, może śmiało zostać w domu.– To sześćset dziewięćdziesiąta dziewiąta rocznica założenia Miasta. Nie spodziewam się niczego po tej uroczystości, ale wypada się pojawić – podsumowała nauczycielka, opuszczając nie myślała zbyt dużo o dzisiejszym festynie z okazji miejskiego jubileuszu. Bardziej zajmowała ją kolacja, na którą została zaproszona przez rodziców. To na niej miała zostać oficjalnie przypieczętowana jej przyszłość. Wcześniejsze pokolenia Złudnych czekały na tę okazję ze spokojem, jak na przeznaczenie, którego nie da się uniknąć. Ją jednak trapił niepokój. Także to sprawiało, że czuła się odmieńcem. Ale ten dzień mógł potoczyć się jeszcze odrobinę inaczej. Liczyła na to. W końcu były jej podeszła do drzwi. Wyglądała na zewnątrz, co jakiś czas rzucając okiem na niewielki zegarek na swoim przegubie. Około siódmej trzydzieści powinna zobaczyć, jak Jerzy zmierza na rowerze do redakcji „Złych Nowin”, która mieściła się trzy przecznice dalej. Młody dziennikarz wstępował czasem do piekarni po bułki. Petronela uważała, że w tych swoich nieokiełznanych ciemnych włosach i luźnych swetrach wygląda niebywale swobodnie. Zupełnie inaczej niż inni. Niż wszyscy w tym mieście. Pewnie dlatego zwróciła na niego w polu jej widzenia pojawiło się koło ze szprychami. Jest!, wstrzymała oddech. Jednak rower nie zwolnił, tylko przemknął po bruku jak strzała. Dzwonek na kierownicy pobrzękiwał nerwowo. Nawet się nie obejrzał…, zawiedziona Petronela przykleiła nos do szyby. A więc wtedy to było tylko nic nieznaczące pytanie…, zadumała trzy tygodnie, sześć dni, dwanaście godzin i cztery minuty wcześniej Jerzy kupił w jej piekarni cebulankę i wgryzł się w nią natychmiast.– Jestem głodny jak wilk! – oświadczył z pełnymi ustami. – Ta sprawa grasującego mordercy nie daje nam wytchnienia. Nie mam nawet czasu jeść. Policja jest opieszała i nieporadna. Myśleli, że mają to z głowy, a tu proszę…– Ma pan rację, to okropne.– Pan? – Zmrużył oczy. – Chyba jesteśmy w podobnym wieku. Jak ci na imię? Jeśli to nie tajemnica.– Petronela – odparła cicho, a on wyciągnął do niej rękę. Wymienili uścisk dłoni.– Jurek. Ratujesz mnie przed śmiercią głodową, Pet! Mogę tak do ciebie mówić? Może wybierzemy się kiedyś na kawę?– Tak i… Tak – powiedziała z łopotem serca. Gdy wyszedł, pomyślała, że po raz pierwszy w życiu usłyszała zdrobnienie swojego imienia. I choć nie była przekonana co do brzmienia skrótu, poczuła, że łączy ich coś mimo że od tamtego czasu Jerzy pojawiał się w piekarni jeszcze kilkakrotnie, żadna konkretna propozycja nie padła. Petronela codziennie wyrzucała sobie swoją lapidarność. Uważała, że do podwójnego „tak” mogła dodać jeszcze jakieś inne słowa, żeby miał pewność, że jest tym wyjściem naprawdę zainteresowana. Ale zegara już nie można było rozmyślań o spotkaniu w kawiarni wyrwała ją pani Gabriela. Właścicielka księgarni, która mieściła się w rynku, przyszła do sklepu sama. A to było nietypowe. Zazwyczaj towarzyszyła jej wnuczka, sześcioletnia swojej ostatniej wizyty kobieta opowiedziała, jakie książki kupił u niej urzędnik pocztowy, ostatnia ofiara mordercy.– Zbrodnia i kara! Na kilka godzin przed śmiercią! Czy to nie wymowne?– To pewnie zwykły przypadek – stwierdziła Petronela.– Ależ co pani? To los! Fatum, przeznaczenie! Ono wisi tutaj nad nami wszystkimi. Pamiętam, że jak byłam jeszcze… O taka, jak moja Alunia. – Wskazała na dziecko. – Próbowałam dowiedzieć się od mamy, dlaczego sąsiedzi nigdy się nie śmieją, a pani przedszkolanka ciągle narzeka. Nie rozumiałam tego. Ale teraz wszystko jest dla mnie się ożywiła.– Naprawdę?– Oczywiście! To następowało stopniowo. Pewnego dnia dostrzegłam, że moje rysunki wcale nie są ładne, tak jak wcześniej myślałam. Że zupełnie nie potrafię śpiewać. Mam krzywe nogi! O, proszę spojrzeć. – Pani Gabriela zadarła spódnicę. – I wysokie czoło! – Uniosła grzywkę. – Nie mam żadnego talentu, nie jestem wyjątkowa. Zaczęłam pojmować, co powtarzali mi rodzice. „Na każdym kroku czeka na nas zawód. Nie ma lepszej przyszłości! I nie należy jej wyczekiwać”.Petronela pomyślała wtedy o swoich marzeniach. W wieku zbliżonym do Alicji pragnęła zostać baletnicą. Wyobrażała sobie, że będzie wirować po scenie w trykocie i tiulowej spódnicy, jednak rodzice nie chcieli o tym słyszeć. Na Złudnych był plan i w żadnym razie nie obejmował baletu.– Poza tym na przedstawienia mało kto chodzi – wyjaśniła jej pewnego wieczoru matka, gdy kładła ją spać. – Tańczyłabyś, dziecko, przed pustą widownią. A w naszej piekarni zawsze są powitała panią Gabrielę.– Dawno pani do nas nie zaglądała – zauważyła.– Tak jakoś wyszło – bąknęła kobieta.– Dzisiaj bez wnuczki?– Niestety. Trzy pszenne bułki poproszę – się jakaś nieswoja.– Denerwuje się pani dzisiejszym występem, czy tak? – zagadnęła Petronela.– Zgadza się – odparła niemrawo rozumiała jej nastrój. Nie wiedziała, czy chciałaby znaleźć się w jej dnia burmistrz odwiedził panią Gabrysię w księgarni i poprosił o przysługę. Pragnął, aby na jubileuszu wyrecytowała wiersz jego autorstwa.– Siebie samego niezręcznie deklamować. A pani, jak by nie było, siedzi w temacie – sklepu poczerwieniała.– Może nie trzeba było rozwiązywać domu kultury? Miałby kto się tym zająć.– Po co nam artyści, droga pani?! Nawiasem mówiąc, od kiedy tenor oszalał, nie miałem już żadnych wątpliwości. – Burmistrz wyciągnął kartkę z kieszeni marynarki. – Skleciłem tych kilka strof, którymi nikt się nie zachwyci, a pani by je przedstawiła. Tylko o to proszę. – Podał w prośbie nie było śladu presji, pani Gabriela i tak zarwała przez nią niejedną noc. Za każdym razem w wyobraźni widziała tłum zgromadzony na rynku. I tysiące skierowanych na nią oczu. A ona przecież nie ma żadnego talentu. I oni wszyscy bardzo dobrze to wiedzą.– To tylko trema – odezwała się Petronela.– Zapewne – przytaknęła pani Gabriela. Zapłaciła za bułki i ruszyła do wyjścia. – Do widzenia!– Do widzenia. I proszę na siebie uważać! Wszyscy musimy być ostrożni, dopóki nie złapią tego nieraz myślała o tajemniczym napastniku. Sprawa była nader zagadkowa, gdyż nigdy nie znaleziono ciała żadnej ofiary. Tylko plamy krwi. Po mieście krążyły plotki, że może sprawca jest kanibalem. Rozpowszechniano też wersję, że to wcale nie człowiek, tylko wygłodniałe zwierzę. Te ostatnie domysły ostatecznie obalono, gdy w domu urzędnika pocztowego zabezpieczono ślady sportowych butów. Petronela pilnie śledziła doniesienia. Nie dlatego, że się bała. Czytała te informacje, bo spora ich część wychodziła spod pióra Jerzego Klopsa. Pierwszą zbrodnię popełniono cztery lata wcześniej. Ofiarą była wówczas pracownica magla, po niej krawiec, a później właścicielka kawiarni. Nic ich nie łączyło. Trudno też było znaleźć motyw. Wysnuto więc podejrzenie, że sprawca zabija dla wynaturzonej przyjemności. Teraz Miasto ponownie drżało. Po zniknięciu kolejnej osoby media spekulowały, że w mordercy znów obudziła się psychopatyczna żądza krwi. Policja zaś brała pod uwagę działania trakcie jednej z wizyt w piekarni Jerzy powiedział Petroneli, że zapytał komendanta Bubla, dlaczego policja wysnuwa taki wniosek, skoro dotąd nie zatrzymano sprawcy. W odpowiedzi usłyszał tylko, że to tajemnica śledztwa i dla dobra sprawy nie można ujawnić szczegółów.– I co ty na to, Pet? – zagadnął. Dziewczyna nie zdążyła nawet otworzyć ust, gdy dodał: – Już wtedy powinni Bubla usunąć! Ale jeśli policja znowu zawiedzie, jego dni są policzone.– To okropna historia – stwierdziła.– Strach pomyśleć, co ten zwyrodnialec robi z tymi wszystkimi ciałami!Matka Petroneli każdego ranka ostrzegała ją, żeby zwracać uwagę na ludzi, którzy odwiedzają sklep. Uczuliła córkę, aby uciekała przez zaplecze, jeśli tylko pojawi się ktoś podejrzany. Petronela nie miała pojęcia, jakich cech powinna wypatrywać przy typowaniu potencjalnego mordercy. Czy zwracać uwagę na przekrwione oczy, zbytnią nerwowość czy może raczej przesadny spokój? Przez to czuwanie każdy dzień niemiłosiernie się jej dłużył.– Weź te kwiaty! – Emilia wręczyła bratu bukiet tulipanów. – Idź do niej sam. Ja za chwilę patrzył niepewnie na bukiet. Miał nietęgą minę. Chciał wejść do piekarni, ale w stalowe uściski chwyciła go nieśmiałość.– A co, jeśli odmówi? – zapytał.– Przynajmniej wszystko będzie jasne. Ale zacznij od powinszowań z okazji przygładził grzywkę, która tworzyła miękką falę nad czołem, i uścisnął dłoń siostry. Byli bliźniakami, więc dobrze wiedział, że ona doskonale odczytuje jego Petronelą znali się od liceum. Gdy zobaczył ją po raz pierwszy, serce od razu zabiło mu szybciej. Choć od tego momentu minęło siedem lat, wciąż trzymał swój afekt w na klamkę. Nad jego głową zadźwięczał dzwonek.– Cześć, Petronelo! – Powoli podszedł do lady. – To z okazji twoich urodzin. – Podał bukiet.– Dziękuję za pamięć. A gdzie Emilka?– Zaraz przyjdzie. Jak się czujesz? W końcu to twój powąchała kwiaty.– To tylko liczby. Nic niezwykłego. – Spojrzała na zegarek. Dochodziła osiemnasta. – Mam nadzieję, że Emilka się nie spóźni. Zaraz zaczyna się wpatrywał się w przyjaciółkę.– Posłuchaj… – odezwał się przejęty. – Chciałbym zaprosić cię na spacer nad rzekę. Później moglibyśmy pójść na obiad. Masz czas w niedzielę? – zakończył, powstrzymując ćwiczył tę kwestię przed lustrem. Zazwyczaj wychodziła mu Petroneli, która niecierpliwie wpatrywała się we wskazówki, słowa kolegi dotarły z opóźnieniem. Przemknęło jej przez myśl pytanie, dlaczego proponuje jej spacer bulwarem, skoro to miejsce odwiedzają głównie pary, i zamarła.– Chcesz iść na bulwar? – wykrztusiła. – Ze mną?– Dotąd nie miałem odwagi, by cię zaprosić. – Speszył Petronelę, bo Emilka nie pisnęła jej o tym choćby słówkiem. Ona sama uważała, że Adrian jest w porządku. Był inteligentny i dobrze sobie radził jako początkujący księgowy. Był tylko zbyt podobny z wyglądu do siostry. Miał subtelną urodę, a jego fizyczność korespondowała z wiedziała, co odpowiedzieć. W końcu to był brat jej najlepszej koleżanki. Nie chciała go zranić. Tymczasem Adrian stał przy ladzie i czekał na jej się jej scena z dzisiejszego poranka, przemykający na rowerze obok piekarni Jerzy, który nawet się nie obejrzał. Od tygodni nie ponowił zaproszenia na kawę. Ta myśl ją zezłościła.– Czemu nie. Możemy się umówić – odparła pewnym chłopaka rozbłysły.– Naprawdę? A już myślałem, że nie chcesz!Dzwonek nad drzwiami odezwał się ponownie, weszła Emilia. Przeprosiła za spóźnienie i wręczyła prezent jubilatce.– Nie trzeba było – powiedziała uścisnęła ją, dodając, że ma nadzieję, iż podarunek okaże się użyteczny. W oczach brata dostrzegła, że wszystko poszło po jego otworzyła pudełko, z którego wyjęła fartuch z wyszytym złotą nicią preclem.– Wiemy, co wydarza się u Złudnych w dniu dwudziestych trzecich urodzin. Uznaliśmy, że taki podarunek będzie adekwatny – wyjaśniła powiodła palcami po misternym hafcie.– Dziękuję. Bardzo się sobie relację z Emilką, choć nie mówiła przyjaciółce wszystkiego. Na przykład tego, że nie podoba się jej własna przyszłość w Spalonym Preclu. Podejrzewała, że przyjaciółka jej nie zrozumie, jako że pracowała w rodzinnej kwiaciarni, którą miała kiedyś przejąć. Petronela od lat utwierdzała się w przekonaniu, że w tym mieście nie ma ani jednej osoby, która czułaby podobnie jak przechadzał się za kulisami. Na jego łysej głowie pojawiły się krople potu. Zawsze tak reagował na się wzmagał, na rynku wrzało jak w ulu. To był znak, że mieszkańcy licznie przybyli na miejski jubileusz. Gdy Stanisław Sromotny wyjrzał zza kulis, by przekonać się o tym naocznie, wpadł w popłoch, wcale nie mniejszy niż większość osób, które oczekiwały na swój występ. Być może aż tak nie przejmowałby się uroczystością, gdyby nie fakt, że ten rok był rokiem styczniu, gdy burmistrz siedział w pijalni piwa, zajadając pieczoną białą kiełbasę, czuł ulgę, że jest piątek i że wreszcie odpocznie. Ale wtedy pojawił się Mirosław Szlam, prezes spółdzielni mleczarskiej. Zdjął kapelusz, rozpiął marynarkę, która opinała jego wydatny brzuch, i odezwał się chropawym głosem:– Pan burmistrz pozwoli, że się przysiądę?Sromotny wskazał mu krzesło. Szlam zamówił piwo i taką samą kiełbasę, tyle że z dużą ilością duszonej cebuli. A potem powiedział coś przerażającego:– W wyborach będziemy otarł wierzchem dłoni resztki piwnej piany, która osiadła na jego siwiejących wąsach. Starał się nie pokazać po sobie, jak bardzo to zdanie nim wstrząsnęło.– Pan… Pan do polityki? Skąd ten pomysł? Przecież ma pan swoje sery.– Chcę służyć. Miastu i uśmiechnął się kpiąco.– Dobre sobie!– Chyba wszyscy idący do władzy mają taki cel? Tylko mało kto dotrzymuje obietnic – podkreślił prezes.– Do mnie pan pijesz?! Tutaj nie sposób przeskoczyć pewnych spraw!– Kto wie? Może będę miał okazję się o tym przekonać – odparł Szlam, przysuwając sobie talerz z kiełbasą, który właśnie postawiła przed nimi przysadzista barmanka. W powietrzu rozszedł się słodkawy zapach tamtej chwili Sromotnemu nie najlepiej się Stanisław wiedział, że Szlam jest człowiekiem czynu, i nie wątpił, że wystartuje w wyborach. Wszystko na to wskazywało. A w szczególności działania w jego spółdzielni. Firma z okazji miejskiego jubileuszu wypuściła nowy rodzaj sera, a burmistrz uznał, że to zawoalowany komunikat przeznaczony dla niego, bo ser był z dodatkiem cebuli. Gest spotkał się z przychylnością klientów. Od dzisiaj zaś, przez cały weekend, na specjalnym straganie przy rynku można było nabyć produkty spółdzielni po atrakcyjnych cenach. Do każdego jubileuszowego wyrobu dodawano płócienną torbę z napisem: „Miasto – 699 lat! Czas na zmiany!”.Alina, żona burmistrza, uważała, że mąż przesadza, odmawiając spożywania produktów spółdzielni. Jednak Sromotny trzymał się tego już kolejny miesiąc. Wzdrygnął się na widok kolejki uformowanej przy straganie Szlama. Mimo że starał się lekceważyć go jako konkurenta, ogarnął go niepokój, gdy dostrzegł go naprzeciwko sceny, pośród reszty zniecierpliwionych ludzi. Poczuł jeszcze większy ciężar odpowiedzialności i postanowił wesprzeć na duchu wszystkich zaangażowanych do dzisiejszych ławeczkach siedziała liczna grupa członków klubu seniora. Na głowach mieli słomkowe kapelusze, w rękach bałałajki. Ich miny wydały się burmistrzowi nader niepokojące.– I jak, drodzy państwo? Gotowi? – zagaił, podchodząc staruszek wskazał na gryf.– W moim instrumencie pękła struna.– Nie ma pan zapasowej? – zdumiał się Sromotny.– Nie przy sobie.– To niech pan markuje. I śpiewa za dwóch!Mężczyzna wzruszył ramionami. Siedząca obok niego kobieta w okularach poprawiła kapelusz.– Kto będzie występował, jak my pomrzemy?Kolega z zespołu spojrzał na nią krytycznie.– Już się starzeją kolejni. Nie jesteś taka niezastąpiona!– Tylko ilu z nich potrafi grać na bałałajce? – zauważył właściciel instrumentu, nawijając sterczącą strunę na Stanisław nie był gotów na takie rozważania, więc powrócił do rzeczy.– Czyli zaczynamy od Góralu, czy ci nie żal? – zapytał.– Zastanawiam się, dlaczego akurat ten utwór? – odezwała się jedna z kobiet. – Nie ma u nas przecież żadnych gór.– To odpowiednio rzewna i smutna piosenka – wyjaśnił pan Staszek. – Opowiada o przywiązaniu do korzeni. W sam raz na jubileusz!– Ale tak na początek od razu z tym żalem? – drążyła. – Może lepiej niech zacznie pani Gabriela? Podobno ma deklamować wziął się pod boki.– Widzę, że mamy do czynienia z tremą pełną gębą! Tylko bez paniki. Idziemy według planu! – uspokoił i ruszył ku orkiestrze mężczyźni w mundurach prezentowali się dostojnie. Występ nie był dla zespołu pierwszyzną, jednak tym razem wśród muzyków panował popłoch. Prawdopodobnie dlatego, że burmistrz poprosił kapelmistrza, aby występ wzbogacono o choreografię.– I jak, panie Władku? – Sromotny uścisnął dłoń kierownika orkiestry. – Zaskoczymy wszystkich?– To z pewnością – mruknął niezadowolony tym momencie podszedł do nich kierownik artystyczny i oznajmił, że wszystko jest już miało rozpocząć wystąpienie burmistrza, dlatego pan Staszek został poproszony o ustawienie się przy schodach wiodących na scenę. Powtarzał w myślach przygotowaną mowę. Znowu ogarnął go niepokój, powróciło dziwne przeczucie. Rozejrzał się po ludziach kręcących się za kulisami i zawołał kierownika.– Gdzie, u licha, jest pani Gabriela?!Kierownik obrzucił spojrzeniem ekipę. Byli staruszkowie, strażacy i dziecięca szkółka akrobatyczna.– Nie wiem. – Podrapał się po czole. – Faktycznie jakoś nigdzie jej… Dorka! – zawołał asystentkę. – Mamy panią Gabrysię?Rozpoczęła się bieganina. Sprawdzono przenośną toaletę, miejsce przy ekipie technicznej, prowizoryczną szatnię. Zajrzano też pod stół z cateringiem.– Panie burmistrzu, nie możemy jej znaleźć! – oznajmiła Dorka, po czym spojrzała w harmonogram występów. – W takim razie może to pan wyrecytuje ten wiersz?Sromotny pomyślał o Szlamie i oczami wyobraźni zobaczył, jak konkurent zaciera ręce. Pot jeszcze gęściej zrosił jego urzędnicze czoło.– Sprawdźcie, czy jest w księgarni! – 2Petronela stała z przyjaciółmi w tłumie stłoczonym przed sceną. Było głośno i duszno. Strażacka orkiestra właśnie zakończyła występ, podrzuciwszy czapki. Widzowie klaskali anemicznie. Wprawdzie popularny w mieście zespół rozpoczął swoje popisy z mocą godną orkiestry dętej, ale zaraz potem muzycy zaczęli przemieszczać się chaotycznie, obracać, podskakiwać i wpadać na siebie. Z tego wszystkiego niektórzy przestawali grać. A ogniomistrzowi wypadł z rąk obój.– Przykro na to patrzeć – podsumowała Emilia, gdy strażacy wreszcie zeszli ze sceny. – Nigdy dotąd nie tańczyli.– I chyba nie powinni byli tego robić. – Petronela współczuła poczerwieniałemu oboiście.– Ale czy pani Gabrysia nie miała występować? – zainteresowała się przytaknęła.– Była u mnie dzisiaj. Wyglądała na stremowaną. Może jej kolej jest po dzieciach? – Wskazała na grupę akrobatyczną, która właśnie wbiegła na scenę, i zwróciła się do przyjaciół: – Słuchajcie, to ja już pójdę.– Dlaczego tak wcześnie? – zdziwił się Adrian.– Chcę się przejść przed kolacją z rodzicami. Mam jeszcze trochę zamierzał coś powiedzieć, ale siostra zgromiła go wzrokiem. Rozumiała, że przyjaciółka potrzebuje pożegnała się, po czym zaczęła się przeciskać między ludźmi. Zastanawiała się, czy będzie w stanie powiedzieć rodzicom raz po raz przecierał chusteczką mokre czoło. W jego głowie kotłowały się wersy Ody do Miasta. A w wyobraźni już widział swoje biurko w urzędzie zastawione serami, a na krześle Szlama zajadającego białą kiełbasę.– To się nie może wydać! – mamrotał jak Bubel, który przed chwilą poinformował go o zaistniałej sytuacji, minę miał nietęgą.– Ale jak to tak, panie Sromotny? Mamy milczeć?– Przynajmniej przez weekend! Chce pan zrujnować jubileusz? Ludzie wpadną w panikę, zamkną się w domach! Tego pan chce?Bubel zdecydowanie nie chciał. Wolałby ustawić się w kolejce po płócienną torbę z rocznicowym logo, ale życie złośliwie rzuciło mu kłody pod nogi. Odkręcił żółty termos, który jak zawsze miał ze sobą, i upił łyk zupy ogórkowej. Pochwycił zdegustowane spojrzenie burmistrza i zaczął podejrzewać, że ten, jak inni, ma go za dziwaka. Ale nie potrafił nic poradzić na to, że od zawsze znajdował pocieszenie wyłącznie w chłopcy stawili się na wezwanie po kilku minutach. Na podłodze księgarni zastali kałużę krwi. Wszystko wskazywało na to, że tym razem ofiarą mordercy padła pani Gabriela. Komendant zmartwił się, że znów dopadną go dziennikarze i zasypią pytaniami, na które nie będzie znał odpowiedzi. Właśnie dlatego obiecał burmistrzowi, że do poniedziałku utrzyma tę sprawę w tajemnicy. Skoro nie ma ciała i nikt nie zgłosił zaginięcia, to formalnie jestem kryty, pomyślał, zakręcając termos.– Tak będzie lepiej dla wszystkich. Tylko uprzedźcie jej rodzinę i wyjaśnijcie, hm, powody – dodał mu tylko odrobinę. Wiedział, że Szlamowi taka afera podczas uroczystości byłaby na rękę. Mógłby podkreślać, że nie ma powodów do świętowania, skoro mieszkańcy nie mogą czuć się bezpieczni pod rządami obecnie urzędującej władzy. Było mu żal poczciwej pani Gabrieli, ale chyba jeszcze bardziej samego siebie. Ona bowiem miała już święty spokój, a on konkurenta na karku, sprawę mordercy i jeszcze wiersz do ponownie pojawiła się Dorka.– To jak, panie burmistrzu? Znalazła się pani Gabrysia?Zaprzeczył, zgniatając w dłoni chusteczkę.– Czyli będzie pan recytować?Sromotny przełknął ślinę.– Nie będzie żadnych deklamacji! Kończymy wspólnym odśpiewaniem hymnu ponownie zerknęła w plan imprezy.– Ale tu tego nie ma…– Już jest! Niech orkiestra się szykuje! Ale mają wyłącznie grać! Żadnych tańców! – zarządził burmistrz, po czym ruszył do kierownika obsługi, by ustalić, kogo z zespołu oddelegowano do księgarni. Trzeba było i jemu zamknąć usta na Złudny uniósł kieliszek z szampanem. Spojrzał na córkę, potem na żonę.– To dla naszej rodziny uroczysty dzień – oświadczył. – Odkąd pojawiłaś się na świecie, Petronelo, wiedzieliśmy, że kiedyś że ojciec mówi zmienionym głosem. Jakby miał watę w ustach. Nigdy nie słyszała u niego podobnego tonu. Może tylko raz, na pogrzebie dziadka. Wtedy tato był także podobnie odświętny. Miał na sobie najlepszy garnitur i krawat.– Córeczko, kończysz dwadzieścia trzy lata, a w naszej rodzinie to wiek symboliczny – kontynuował pan Kazimierz. – To moment, kiedy Spalony Precel trafia w ręce kolejnego pokolenia. Dzisiaj przekazuję ci piekarnię. W poniedziałek pójdziemy do notariusza i dopełnimy formalności. Mamy z mamą nadzieję, że ta piekarnia stanie się dla ciebie tym, czym była dla stuknęli się kieliszkami. Pani Bogna przetarła oczy. Pamiętała doskonale, zupełnie jakby to było wczoraj, jak pędziła z mężem na porodówkę. Uścisnęła dłoń swojemu dziecku.– Jesteśmy pewni, że pod twoją opieką rodzinna firma będzie bezpieczna – powiedziała, kładąc na stole obite aksamitem pudełeczko. – To taki drobiazg od nas, żeby zawsze przypominał ci o tym otworzyła. W środku znalazła łańcuszek ze złotą zawieszką w kształcie precla.– Dziękuję, to wyjątkowa pamiątka – zwróciła się do że są bardzo przejęci. Pomyślała, że choć i tak od lat pracuje w piekarni, teraz wszystko będzie już oficjalne. Od poniedziałku zacznie ubrana w fartuch od przyjaciół i ze złotą zawieszką na szyi. Będzie mieć precel na piersi, na dekolcie, na szyldzie nad głową. Tyle że nie będzie go mieć w sercu. Nikt tego nie podejrzewał. Prawdopodobnie dlatego, że w Mieście o takich sprawach się nie rozmawiało, tylko robiło się co należy. Wypełniało obowiązki.– Wyglądasz dość niewyraźnie – zauważyła matka.– Pewnie jest przejęta. – Pan Kazimierz dał znać kelnerowi, że ten może podać menu. – Ja też byłem. Dobrze to pamiętam!– Ale widzicie, jest trochę inaczej… – zaczęła Petronela. – Bo ja wcale nie jestem pewna, czy powinnam przejąć spojrzała zdezorientowana, zamyślony nagle ojciec pokiwał głową. W piersi Petroneli zatlił się żar nadziei. Może go nie doceniłam?, pomyślała. Zaraz się okaże, że rodzina Złudnych to przynajmniej dwie osoby, które czują coś więcej niż tylko przygnębienie, rezygnację i smutek.– Bo widzisz, tato… – podjęła, ale ojciec uniósł dłoń, by jej przerwać.– Uspokoję cię, drogie dziecko. Powtórzyłaś słowa, które lata temu wypowiedziałem do swojego ojca. Ja także miałem obawy. A to dlatego, że nie sądziłem, iż mogę poprowadzić ten biznes tak sprawnie jak mój poprzednik. Ale ja nie mam wobec ciebie żadnych ustach Petroneli pojawił się nieokreślony grymas. Nadzieja się rozwiała. Porozumienie dusz jednak nie istnieje, stwierdziła, spoglądając na matkę. Może ona? Może ona okaże się portem, do którego można przybić?Pani Bogna odebrała od kelnera kartę dań.– Nie było na ciebie żadnych skarg, a to najlepszy dowód, że jesteś do tego stworzona! – powiedziała. – I wybierzmy wreszcie coś do jedzenia. Jestem taka głodna!Burmistrz siedział w fotelu w salonie z zimnym okładem na czole, który właśnie zaaplikowała mu żona.– No, powiedz wreszcie! – zagadnęła przejęta. – Jak rodzina pani Gabrieli?– Są wstrząśnięci. Zrozpaczeni!– Ale obiecali, że na razie będą milczeć?– Tak. Jej córka powiedziała, że wykorzystają ten czas, by przygotować małą Alicję na tę wiadomość. Policja wmówiła im, że to dla dobra śledztwa. Liczy, że morderca popełni jakiś Stanisław czuł wyczerpanie. To sapał, to wzdychał, na zmianę. Wiele nerwów kosztowała go jubileuszowa impreza, a teraz jeszcze to. Przynajmniej ulżyło mu na wieść, że do księgarni na zwiady wysłano Bolka z działu technicznego. To wiele ułatwiło. A zaoferowany karnet na basen wymazał z pamięci pobyt na miejscu to burmistrz się martwił. Słyszał przecież opinie po koncercie i choć był na nie przygotowany, nie było mu lekko. Mieszkańców zawiodły bałałajki, a już najbardziej strażacki taniec. Za to płócienne torby Szlama cieszyły się sporym powodzeniem. Ludzie nigdy nie przestaną sprawiać mi zawodu, Alina, zafrasowana nastrojem męża, wetknęła mu w dłoń kieliszek koniaku.– Szkoda mi tej biedaczki, taka tragedia… Ale to pech, że nikt nie usłyszał twojego wiersza.– Widać tak miało być – bąknął Sromotny, kryjąc zmieszanie.– Może teraz go zadeklamujesz? Dla się w fotelu. Upił łyk alkoholu i objął kieliszek dłońmi, jakby trzymał w nich niemal siedemsetletnie Miasto. Zaczął przyciszonym dom, a nad nim nie ma słońca. Dachem – gruby plaster szarych, ciężkich chmur. Za ściany mamy ból. Mój ból, twój ból. Nasz ból. Mieszkamy w nim wszyscy, jak strach, obawa, znój. Tu nigdy nie będzie lepiej. I nikt już na to nie czeka. Żeby wyglądać jutra, trzeba wierzyć w człowieka. Lepimy więc nasze dni, kopiując je bezustannie. Wciąż są z tej samej gliny, nasz los kończy się marnie. O Miasto! Wzniesione na ziemi, która oddychaniewiarą. Nad tobą pląsa dym, jak wstęga, długi sznur. Zaciska się i dusi. Mój ból, twój ból. Nasz ból. Do skóry przylega ze smutku spleciony strój. Tu nigdy nie będzie lepiej. I nikt już na to nie czeka. Czas się ciągnie przewlekle jak długa spokojna rzeka. Spadają dni z kalendarza, a my je wszystkie spędzimy w tym stroju, co przywarł na stałe, i nic już w nim nie wyjęła mu z dłoni kieliszek i opróżniła jednym haustem. Myślała o pani Gabrieli, o mieszkańcach Miasta, o swoim mężu, o dorosłych już dzieciach, które zawsze przychodzą z wizytą nieco przygarbione. Rozmyślała też o sobie. O kolejnych pokoleniach. Co tu poradzić?, zastanowiła się. Odkręciła koniak i uzupełniła zawartość kieliszka.– To dobrze, że nikt tego nie słyszał – mruknęła.– Tak uważasz? – Burmistrz spojrzał spod oka.– To nie jest utwór na rok wyborczy. – Potarła skronie. – Nawet jeżeli jest prawdziwy. I nawet jeśli wszyscy tak czujemy i tak samo Złudnych wróciła do domu. Pan Kazimierz zaproponował wieczorną herbatę. Petronela odmówiła, tłumacząc, że jest zmęczona i wcześniej się położy.– Dzień pełen wrażeń, prawda? – Matka pocałowała ją w czoło. Zupełnie jak wtedy, gdy Petronela była małą rodzicom dobrej nocy i poszła na w którym żyli, mieścił się na ulicy Przykrej. Zbudował go pradziadek Zmysław. Teraz mieszkali w nim tylko we troje, ale Petronela podejrzewała, że rodzice liczą, że kiedyś budynek zapełni się na nowo. Ona jednak uważała, że jeśli w postawie Jerzego nie nastąpi zmiana, rodzice doznają bolesnego ten dom. Uważała, że jest przytulny. Do tego stał w cichej okolicy, a latem ogród był pełen kolorów. Przekroczyła próg swojego pokoju i odetchnęła. Mimo że meble były trochę przestarzałe, tutaj czuła się najlepiej. Opadła na łóżko. W głowie wciąż miała gwar rozmów, które toczyły się przy sąsiednich stolikach w restauracji. Choć nie było to zbyt grzeczne, często przysłuchiwała się ludziom. Głównie narzekali. Na pogodę, pracę, jedzenie, rodzinę czy dziurawe ulice. Ale Petronela nie przestawała czujnie wyczekiwać. Liczyła, że kiedyś wreszcie usłyszy ten jeden, odmienny głos. Podobny do tego, który rozlegał się w jej własnej nieskończenie naiwna, stwierdziła, wtulając się w że dzień jej urodzin przebiegnie zupełnie inaczej od innych, ale tak się nie stało. Kolejne rozczarowanie dołączyło do całego szpaleru wcześniejszych. Petronela zamknęła oczy i pod powiekami poczuła znajome łaskotanie. Próbowała je cofnąć, znów nie pojawił się w piekarni, westchnęła. Wbrew sobie zgodziłam się na spacer z Adrianem i obejrzałam przygnębiającą miejską uroczystość. Do tego zostałam właścicielką sklepu, którego nie chcę i który będę prowadzić już zawsze. Do czasu, aż przekażę piekarnię swojemu dziecku, kiedy ono skończy dwadzieścia trzy lata. Jakie to przygnębiające!, otarła łzy spływające po policzku. A może faktycznie oni wszyscy mają rację?Przysypiała już, gdy jej uszu dobiegł dziwny dźwięk. Jakby uderzenie o szybę. Zaintrygowana spojrzała na okno. Coś załopotało, a potem zaczęło miarowo stukać w parapet. Zauważyła kształt przypominający ptaka. Wstała z łóżka i ostrożnie podeszła bliżej. Na parapecie siedział biały gołąb. Na jej widok zastygł. Przypatrywał się badawczo.– Cześć, mały – szepnęła. – Co tu robisz? I to o tej porze?Ptak zrobił dwa kroki w bok. Nie spuszczał z niej wzroku.– Spokojnie, przecież nie zamierzam cię poruszył głową i zagruchał. Zachęcona Petronela chwyciła za klamkę i powoli odemknęła okno. Starała się nie przestraszyć pierzastego gościa. Zaintrygowała ją ta wizyta. Nigdy dotąd nie widziała gołębia o takim upierzeniu. Otworzyła okno szerzej, ale ptak rozpostarł skrzydła, a potem wzbił się wysoko. Śledziła jego lot. Wylądował na latarni po przeciwnej stronie ulicy. Pomachała do niego, jakby licząc, że odpowie tym pokoju wkradło się chłodne powietrze, więc w końcu zamknęła nocy miała sen. Inny od wszystkich w całym jej życiu. Latała nad Miastem na białym gołębiu. Nad Miastem, które jednak wyglądało zupełnie 3Dalsza część dostępna w wersji pełnejSpis treści:OkładkaKarta tytułowaCZĘŚĆ PIERWSZARozdział 1Rozdział 2Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 CZĘŚĆ DRUGA Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Copyright © Agata Kołakowska, 2022PROJEKT OKŁADKIIlona Gostyńska-RymkiewiczZDJĘCIE NA OKŁADCE© Natasza Fiedotjew/Trevillion ImagesREDAKTOR PROWADZĄCYJarosław KołakowskiREDAKCJAEwa CharitonowKOREKTAMaciej KorbasińskiISBN: 978-83-960982-1-4Wrocław 2022WYDAWCA„EU-Partners” Sp. z Świeradowska 51/5750-559 WrocławNa zlecenie przygotowała Katarzyna Rek
Balladyna jako tragedia o władzy, etyce i ludzkiej naturze Czytając Balladynę nie sposób – po pierwsze – uniknąć porównania do Makbeta Szekspira, a po drugie – oprzeć się wyrażeniu, iż jest to dramat o władzy i jej wielkiej sile. O czym traktuje utwór? Co powinieneś już wiedzieć: treść Balladyny, zobacz: streszczenieKim... więcejWątek baśniowy w Balladynie Wątek baśniowy w Balladynie reprezentuje cała rzesza magicznych i fantastycznych stworzeń i wydarzeń, które w utworze zamieścił Słowacki. Elementy baśniowe w Balladynie: nieustanne mieszanie się światów rzeczywistego i fantastycznego (Goplana "plącząca" ludzkie życie, Pustelnik mający moc ożywienia zmarłej);wprowadzenie fantastycznych postaci (Goplana, Skierka, Chochlik), które mają moc wpływania na ludzkie losy;istnienie... więcejŚwiat rzeczywisty i świat fantastyczny w utworze Oba światy, rzeczywisty i baśniowy, Słowacki misternie ze sobą splótł i połączył w taki sposób, że się ze sobą przenikały, a jeden wpływał na drugi. Co powinieneś już znać: treść Balladyny, zobacz: streszczenie szczegółowe Świat rzeczywisty reprezentowali ludzi, śmiertelnicy: wdowa, Balladyna, Alina,... więcejNawiązania w Balladynie (Szekspir, Biblia) Nawiązania do Szekspira w Balladynie Słowacki, tak jak większość romantyków, był pod silnym wpływem Szekspira i jego dramatopisarstwa. Na powstanie Balladyny wyraźnie wpłynął zaś jeden z utworów Szekspira – Makbet. Szekspirowski bohater również dążąc do władzy nie wahał się i zabijał, a by ukryć swą zbrodnię i utrzymać władzę zmuszony był zabijać dalej. W końcu zginął... więcejIroniczny obraz historii w Balladynie Słowacki z Balladyny uczynił również ironiczny obraz historii. Po pierwsze, nie wahał się wykpić prac historyków, którzy w bardzo „uczony” sposób starali się tłumaczyć historię i dzieje narodu. W Epilogu do dramatu pojawiła się aluzja do Joachima Lelewela, zaś Słowacki zawarł jego karykaturę na przykład w słowach o „uczonych bredniach o okrutnej Balladynie”. Pokazał też, jak bardzo ten uczony plącze się w swych... więcejWątek polityczny Balladyny Opiera się na problematyce władzy oraz na ukazaniu antyfeudalnych tendencji. Tworzą go natomiast dążenie Popiela III, Balladyny oraz jej kochanka – Kostryna, do władzy. Namiętność, jaką budzi w bohaterach żądza władzy i panowania, jest zasadniczym tematem dramatu, której autor podporządkował inne wątki poboczne. Ważnym symbolem, który Słowacki umieścił w dramacie, była złota korona Lechitów, przedmiot magiczny i... więcejGroteska w Balladynie Słowacki w dwu swych dziełach – w Balladynie oraz w Śnie srebrnym Salomei zastosował zabieg groteski. Balladyna ma wymiar groteski poprzez zastosowanie groteskowych fantazji, wzorowanych na szekspirowskim Śnie nocy letniej oraz na Burzy. Elementy groteski pojawiają się zwłaszcza w scenach fantastycznych. Wiele spośród powikłań i tragedii, które Słowacki ukazał w dramacie, wynikają z zachowania Goplany, niestosownego uczucia... więcejBalladyna dramatem namiętności i zbrodni Wszyscy znawcy twórczości Słowackiego podkreślają zgodnie, iż Balladyna jest dramatem namiętności i zbrodni. Córka ubogiej wdowy, Balladyna – rywalizowała o rękę możnego księcia – Kirkora ze swa siostrą, której nie zawahała się nawet zabić. I to namiętność i żądza władzy doprowadziła ją do kolejnych zbrodni – zginął mąż, kochanek, wspólnik, matka. Tragicznym losem kierowała kapryśna Goplana – rusałka.... więcejInterpretacja zakończenia Balladyna na końcu tragedii ginie – i to od uderzenia pioruna, który zrzuca na nią sam Bóg. Jest to wyraz wiary autora w sprawiedliwość, która winna zawsze zatriumfować. Słowacki zdaje się też wyrażać tu wiarę w słuszność i sprawiedliwość bożych sadów. Zakończenie to zawiera jednak pewien paradoks – Balladyna po raz pierwszy zachowuje się uczciwie, wydając sprawiedliwy wyrok, siły wyższe zaś wykonują go na... więcejArtyzm Balladyny Opiera się na kilku elementach, a wśród nich wyróżnić można: - Nawiązanie do formy dramatu szekspirowskiego; - Bogactwo postaci, wątków, środków wyrazu, ale mimo to dominująca w utworze przejrzystość i jasność, zwarta i zamknięta kompozycja; - Zastosowanie kontrastowych postaci i scen; - Zastosowanie w utworze tragizmu, komizmu, groteski, humoru, parodii, satyry, liryzmu; - Obfitość wątków i motywów zaczerpniętych z przyrody; - Powiązanie... więcejBalladyna - geneza Dramat Juliusza Słowackiego „Balladyna” został napisany w 1834 roku, w czasie pobytu poety w Szwajcarii, w Genewie. Wydano go w Paryżu w 1839 roku. Co zainspirowało Słowackiego? Geneza Balladyny sytuacja polskiej emigracji po powstaniu listopadowym, Makbet, szczególnie postać Lady Makbet, dawne pieśni i legendy. Do stworzenia tego dramatu zainspirowała Słowackiego sytuacja polskiej emigracji po... więcejBalladyna - plan wydarzeń 1. Wizyta Kirkora u Pustelnika – legenda o świętej koronie Lecha. 2. Przebudzenie się Goplany – nimfa zakochana w Grabcu. 3. Podstępny plan goplańskiej wiedźmy. 4. Kirkor w domu Wdowy. 5. Zamiana Grabca w wierzbę. 6. „Malinobranie”. 7. Zabójstwo Aliny. 8. Krwawe znamię na czole Balladyny. 9. Ślub Balladyny z Kirkorem. 10. „Przeprowadzka” Wdowy i Balladyny do zamku. 11. Tajemniczy wyjazd Kirkora. 12. Fon Kostryn „na usługach” Balladyny. 13.... więcejCzas i miejsce akcji w „Balladynie” Czas akcji Legendarny – „mityczny” odwołujący się do mitu o Lechu – założycielu państwa polskiego i dynastii Popiellidów. Czas akcji w dramacie obejmuje okres czterech dni. Filon zeznając przed sądem, mówi o domniemanym czasie zabójstwa Aliny: „Trzy razy księżyc i gwiazdy pobladły (Przed Apollinem)”. Między Aktem I i II upływa noc (wtedy, gdy w chacie Wdowy zatrzymuje się na nocleg Kirkor, tego samego wieczoru... więcejKrzyżówka z hasłem Balladyna Pytania do krzyżówki: 1. Komu Goplana pragnie ofiarować cały świat przyrody? 2. Co znajduje się na czole Balladyny po zabiciu Aliny? 3. Co zbierały Balladyna i Alina, konkurując o Kirkora? 4. Kto był pierwszą ofiarą Balladyny? 5. Atrybut władzy królewskiej? 6. Jak Słowacki nazywa matkę Aliny i Balladyny? 7. Kto staje się wspólnikiem zbrodni Balladyny? 8. Co zabija Balladynę? 9. Kto zamienia Grabca w wierzbę? ... więcejZaproszenie na spektakl Balladyna (oficjalne i nieoficjalne) Zaproszenie nieoficjalne Droga Ciociu, Serdecznie zapraszam na przedstawienie pt. Balladyna, przygotowane przez naszą klasę z okazji pierwszego dnia wiosny. Spektakl odbędzie się 21 marca o godz. w naszej szkole, w sali gimnastycznej, dokładnie tam, gdzie śpiewałaś ze swoim zespołem. Mam nadzieję, że nas odwiedzisz i przypomnisz sobie dawne czasy. Julka Zaproszenie oficjalne Szanowny Panie Dyrektorze, Klasa IIIb serdecznie... więcejBalladyna - świat przedstawiony Temat: problematyka władzy, sprawiedliwości, moralności Czas akcji: dramat obejmuje 4 dni w nieokreślonym roku, w czasach dynastii popielidów (dynastia panująca przed Piastami - znana głównie z legend i opowieści) Miejsce akcji: Okolice jeziora Gopło, zamek i pola pod zamkiem w Gnieźnie Bohaterowie pierwszoplanowi: Pustelnik – wygnany Popiel III, Kirkor – pan zamku, Matka – wdowa, Balladyna, Alina – córki Wdowy,... więcejBalladyna - notatka prasowa o zabójstwie Aliny Tylko u nas w Głosie Gniezna Tajemnicza zbrodnia w lesie nad jeziorem Gopło Dzisiaj rano odnaleziono zwłoki młodej kobiety w lesie nad jeziorem Gopło. Z notatki policyjnej wynika, że młodą kobietą jest, znana okolicznym mieszkańcom z anielskiego serca, Alina. Zginęła od ciosu nożem. Biegły prokuratury nie stwierdził śladów walki. Śledztwo prowadzone jest w kierunku zabójstwa. Zabezpieczono zeznania świadków zbrodni -... więcejBalladyna - notka prasowa po kolejnych zbrodniach Tylko u nas Tajemnicze morderstwa. Czy możemy czuć się bezpiecznie? To kolejna zbrodnia w naszym województwie. W ciągu czterech dni zamordowano trzy osoby - Alinę, Gralona, Grabca. Dziś odnaleziono ciało czwartej ofiary - Kostryna. Na miejscu zbrodni policja zabezpiecza ślady - zatruty nóż i chleb. W obecnej sytuacji śmierć Pustelnika i Kirkora, zdradzonego przez swoje wojsko również wydaje się podejrzana. Prokuratura bada,... więcejDroga Balladyny do władzy (w punktach) Droga Balladyny do władzy rozpoczęła się od, z pozoru, niewinnego zdarzenia. Goplana skierowała Kirkora do domu Balladyny i Aliny, co wywróciło losy wielu bohaterów dramatu. Jakie były ważne stopnie w drodze Balladyny do władzy? 1. splątanie losów Aliny, Balladyny i Kirkora przez Goplanę; 2. konkurs zbierania malin między Aliną i Balladyną; 3. zabójstwo Aliny i ślub z Kirkorem; 4. zabicie Gralona (posłańca Kirkora); 5. uczta - wyrzeczenie... więcejKogo, dlaczego i w jaki sposób zabiła Balladyna? W chwili, gdy Goplana skierowała Kirkora do domu Balladyny i Aliny, nikt nie mógł się spodziewać serii tragicznych wydarzeń, które dotkną bohaterów dramatu. Żądna władzy Balladyna mordowała kolejne osoby, aby zdobyć koronę i zostać królową. Kogo zabiła (lub przyczyniła się do śmierci) Balladyna? Kogo?Jak?Dlaczego?AlinanożemBalladyna... więcejJaką rolę spełniały didaskalia w Balladynie? Didaskalia to tekst poboczny - wskazówki pisarza dla wystawiających dramat. W Balladynie: - doprecyzowują czas i miejsce akcji, "Słychać dzwony podziemne." "Ganek przed chatą Wdowy ocieniony lipą. Wdowa i Kirkor siedzą na ławie." "Poranek na leśnej łące - Skierka i Chochlik" - opisują zdarzenia między bohaterami: "Biją się - Balladyna zdejmuje miecz ze ściany i, zachodząc z tyłu, zabija Gralona." "Piorun spada... więcejDlaczego Balladyna to dramat? Wypisz argumenty w punktach. Balladyna to utwór spełniający wszystkie cechy dramatu: 1. Balladyna jest podzielona na akty i sceny. 2. Balladyna jest przeznaczona do realizacji scenicznej (podział na role). 3. Bohaterów, a także przebieg akcji poznajemy przez dialogi i monologi. 4. Czas i miejsce akcji, wprowadzenie nowych bohaterów / aktorów na scenę i doprecyzowanie przebiegu akcji odbywa się przez didaskalia (tekst poboczny), czyli wskazówki autora dla wystawiających sztukę... więcejKomizm w Balladynie. Co powoduje śmiech w w dramacie Słowackiego? Słowacki już we wstępie (Liście dedykacyjnym do Zygmunta Krasińskiego) dał nam pewne wskazówki interpretacyjne. Poeta potwierdził w nim, że skonstruował dramat z „ariostycznym uśmiechem”, czyli taki, w którym wszystko będzie na opak. Rzeczywistość będzie się mieszała ze światem fantazji a patos z ironią. W Balladynie nie odnajdziemy wątków komediowych, bardziej groteskowe i ironiczne. Trudno bowiem nazwać poważnym... więcejHistoria i znaczenie korony Lecha (Popielów) w Balladynie Historię świętej korony Lecha - założyciela państwa polskiego - poznajemy już w 1 scenie I aktu. Pustelnik (Popiel III) opowiada Kirkorowi legendę o tym, jak jeden z Trzech Króli (Scyta - Słowianin), wracając z Betlejem, zabłądził na terenie dawnego państwa polskiego. Popielidzi to legendarna dynastia, która rzekomo panowała przed Piastami. Według legendy ostatniego władcę z tego rodu, Popiela II, zjadły myszy. Popiel III i Popiel... więcejCechy dramatu romantycznego na przykładzie Balladyny Wyobraź sobie scenę teatralną - rycerze, wiedźmy, latające noże. Podczas wizyty Kirkora w domu Wdowy - z głośników gra melodia z Love story, a Goplana, Skierka i Chochlik wjeżdżają na scenę na motorach. Spektakl Balladyna w reż. Adama Hanuszkiewicza wywołał szok w 1974 r. i był rewolucją w teatrze współczesnym. Taką samą rewolucją był również dramat romantyczny w czasach Słowackiego i Mickiewicza. W artykule: definicja... więcejBalladyna - dramat, czy ballada? Dramat Juliusza Słowackiego rozgrywa się w legendarnych czasach - panowania dynastii Popielów. Tytuł utworu nawiązuje do, popularnego w romantyzmie gatunku literackiego, jakim była ballada. Dwa pierwsze zdania celowo nawiązują do tytułu opracowania. Balladyna, to dramat romantyczny. Z założenia więc może zawierać w sobie inne gatunki literackie. Balladyna jako dramat: zamknięta kompozycja - żaden wątek nie pozostaje otwarty;klasyczna... więcejBalladyna - problematyka Głównym zagadnieniem Balladyny jest problem winy i kary. Łączy się on z wątkiem zemsty. U bohaterów bowiem chęć ukarania często powodowana jest pragnieniem zemszczenia się za doznane krzywdy. Inne ważne zagadnienie stanowi tajemnica porządku świata. W Balladynie świat realny przeplata... więcej
Tutaj możesz zrobić zamówienie na podkłady muzyczne midi karaoke, mp3 i CD AUDIO lub kupić utwór SMS-em. Aby ułatwić Ci wybieranie plików zostały one posegregowane pod względem nowości, tytułów i wykonawców, dodatkowo możesz użyć wyszukiwarki. 7344 Ballada TABB & Sound'N'Grace midi mp3 info kup koszyk BALLADA - Tabb & Sound'N'Grace (Muz.: Bartosz 'Tabb' Zielony, sł.: Patrycja Kosiarkiewicz) Tonacja G-dur Niech ballady tej ton, niech ballady tej płynie ton, płynie ton. Niech ballady tej ton płynie w każdą ze świata stron, świata stron. Niech płynie i niech grzeje nas od stóp do głów. Wykąpiemy świat, tak, tak, w świetle znów. Ono gasi mrok, ono gasi mrok i topi lód. Nie wiadomo, jaki cud, kto by w to uwierzyć mógł. Lecz pewnego dnia siedmiu miliardom dusz powiedziano: czego chc... 5087 Ballada dla mamy (szlagry) (ma) Mirek Jędrowski midi mp3 info kup koszyk BALLADA DLA MAMY - Mirek Jędrowski (Muz.: Stefan Rylko, sł.: Miropsław Jędrowski Mamo, czy słyszysz? Opuszczom dom, dziś moje wesele, czas gibko płynie, już inaczej byda żyć. Kocham żoneczka, lecz moja mamo, miłości aniele, jak dobrze w życiu twym dzieckiem być. Mamo, czy słyszysz, jak bije znów ta miłość w mym sercu? To, co ja czuje, byda śpiewoł w kożdy dzień. Twój obraz życia we pięknej ramie w tym moim wierszu, a twoje serce w nim tworzy rytm. Teraz, mamo, zatańczymy jeden gą... 7277 Ballada dziadowska Tadeusz Woźniak midi mp3 info kup koszyk BALLADA DZIADOWSKA - Tadeusz Woźniak (Muz.: Tadeusz Woźniak, sł.: Bolesław Leśmian) Tonacja A-dur Postukiwał dziadyga o ziem kulą drewnianą, Miał ci nogę obciętą aż po samo kolano. Szedł skądkolwiek gdziekolwiek - byle zażyć wywczasu, Nad brzegami strumienia stanął tyłem do lasu. Stał i patrzał tym białkiem, co w nim pełno czerwieni. Oj da-dana, da-dana! - jak się strumień strumieni! Wychynęła z głębiny rusałczana dziewczyca, Obryzgała mu ślepia, aż przymarszczył pół lica. Nie... 6919 Ballada na złe drogi (szanta) EKT Gdynia midi mp3 info kup koszyk BALLADA NA ZŁE DROGI - EKT Gdynia (Muz.: E. Adamiak, sł.: W Chiliński) Tonacja a-moll INTRO: / instrumental / Na drogi złe, dni zwyczajne i na najwyższe z progów dostaliśmy w dłonie balladę, i pachnie, jak owoc głogu. I będzie przebiegać muzyka, czy ty wiesz, jak to dużo po dniu? I w wierszu nam będzie rozkwitać ballada - posag mój. I będzie przebiegać muzyka, czy ty wiesz, jak to dużo po dniu? I w wierszu nam będzie rozkwitać ballada. / instrumental / Na ludzi o ... 1933 Ballada o butach Andrzej i Eliza midi mp3 info kup koszyk BALLADA O BUTACH - Andrzej i Eliza Może buty, zwłaszcza stare, to nie powód, by gitarę brać do ręki i piosenki o nich wieść. Ale co ja, biedna, zrobię, że po ziemi ciągle chodzę, a na szlaku buty mocne liczą się. Buty, buty z wolej skóry, każdy kuty, niby koń... Buty, buty dawno wzute - hej, jea! - już nogami prawie są. Buty, buty, niby orzech - czas nie może butów zgryźć. Buty, buty - znów mi trzeba - hej, jea! - do El Paso jutro iść. Ale buty, zwłaszcza stare, ważny powód, by gi... 1903 Ballada o ciotce Matyldzie Pod Budą midi mp3 info kup koszyk BALLADA O CIOTCE MATYLDZIE - Pod Budą Między strychem a piwnicą w jakiejś starej kamienicy mieszka ktoś kto rozumy wszystkie zjadł... dobrze wie co lubią kwiaty i pamięta wszystkie daty a kłopoty zna rodzinne od stu lat Ciotka Matylda cała w papilotach ma rozpieszczonego kota i nadzieję że się jeszcze zmieni świat Ciotka Matylda w podartych bamboszach Czeka wciąż na listonosza który rentę nosi i do łask się wkradł Aż pewnego dnia zastukał a za drzwiami cisza głucha Zniknął k... 5289 Ballada o cudownych narodzinach Bol. Krzywous Ewa Demarczyk midi mp3 info kup koszyk BALLADA O CUDOWNYCH NARODZINACH BOLESŁAWA KRZYWOUSTEGO - Ewa Demarczyk (Muz.: Andrzej Zarycki, sł.: Gall Anonim) Bolesław, książę wsławiony, z daru Boga narodzony, modły świętego Idziego przyczyną narodzin jego. W jaki sposób to się stało, jak się Bogu spodobało, możemy wam opowiedzieć, jeśli chcecie o tym wiedzieć. Doniesiono do rodzica, któremu wciąż brak dziedzica, by ze złota kazał odlać jak najszybciej dziecka postać. Niech ją szybko śle świętemu, by pomyślność zesłał jemu, ... 6413 Ballada o cysorzu Zbigniew Zamachowski midi mp3 info kup koszyk BALLADA O CYSORZU - Zbigniew Zamachowski (Muz.: Tadeusz Chyła, sł.: Andrzej Waligórski) Tonacja cis-moll Cysorz to ma klawe życie oraz wyżywienie klawe. Przede wszystkim już o świcie dają mu do łóżka kawę, a do kawy jajecznicę, a jak już podeżre zdrowo, to przynoszą mu w lektyce bardzo fajną cesarzową. Słychać bębny i fanfary, prezentują broń ułani. Posuń no się trochę, stary! - mówi najjaśniejsza pani. Potem ruch się robi w izbach, cysorz z łóżka wstaje letko, Siada sobie w złoty ... 7923 Ballada o doktorze Praszczadku Agata Cejba midi mp3 info kup koszyk BALLADA O DOKTORZE PRASZCZADKU - Agata Cejba Z repertuaru Kabaretu Starszych Panów (Muz.: Jerzy Wasowski, sł.: Jeremi Przybora) Tonacja b-moll Z narzeczonym doktorem Praszczadkiem Gdy z bukietem zapukał do drzwi Zgotowało mi szczęście biesiadkę Dobrobytu, miłości i czci Oj, zgotowało mi szczęście biesiadkę Dobrobytu, miłości i czci. Czci, czci, czci, czci... Za doktorem Praszczadkiem zamężna 'Śnię ja chyba - mawiałam - więc szczyp!' Więc mnie szczypał, a potem spieniężał Epidem... 4514 Ballada o Karolu (religijna) Zygmunt Kleszcz i Przyjaciele midi mp3 info kup koszyk BALLADA O KAROLU - Zygmunt Kleszcz i Przyjaciele (Muz.: Zygmunt Kleszcz, sł.: Zygmunt Kleszcz, Dorota Moskała, dzieci ZS w Barwałdzie Górnym) Chodził na Kalwarię Karol, chłopiec mały, i nie wiedział wtedy, że świat zwiedzi cały. Już, jako wikary i biskup krakowski, modlił się i prosił o wolność dla Polski. Chcemy, jak On, dobrym być, chcemy, jak On, pięknie żyć. Karol Wojtyła, przyjaciel dużych i małych... Chcemy we wszystkim naśladować Go. Karol Wojtyła, przyjaciel dużych i małych... 2595 Ballada o kataryniarzu No To Co midi mp3 info kup koszyk BALLADA O KATARYNIARZU - No To Co (Muz.: Jerzy Krzemiński, sł.: Piotr Janczerski) Kiedyś, przed laty, moje podwórko odwiedzał kataryniarz. Miał katarynkę, na niej papugę i pod oknami wygrywał. Miał katarynkę, na niej papugę i pod oknami wygrywał. Gdy jej właściciel zakręcił korbką, grała mu stare szlagiery o Czarnej Mańce, Franku z Targówka, zimą i w letnie wieczory. O Czarnej Mańce, Franku z Targówka, zimą i w letnie wieczory. / w s t a w k a instrumentalna / Mijały lat... 6308 Ballada o kataryniarzu Rena Rolska midi mp3 info kup koszyk BALLADA O KATARYNIARZU - Rena Rolska Tonacja g-moll Chodził kiedyś po Warszawie kataryniarz z kataryną, po Śniadeckich, po Żurawiej - każdą z bram na pamięć znał. Od podwórka do podwórka, żadnej bramy nie ominął, raz oberka, raz mazurka na swej katarynie grał. Ale jedną miał piosenkę, którą lubił grać najchętniej, zasłuchanym oficynom wtedy ręką dawał znak i po chwili stary walczyk po podwórzu tłukł się smętnie, a on razem z kataryną przyśpiewywał sobie tak: Warszawo, moja Warsz... 2497 Ballada o Marii Magdalenie (im) Venus (dp) midi mp3 info kup koszyk BALLADA O MARII MAGDALENIE - Venus (Muz. Zbigniew Nowak, sł.: M. Mikulin-Nowak) Zdarzyła się zwyczajna miłość, nie w Paryżu, Alabamie, San Francisco. On kochał ją, ot - i wszystko. Historia znana i stara tak, jak świat. Mario, o Mario, o Mario Magdaleno, jesteś moim niebem, jesteś moją ziemią! Mario, o Mario, ty zawsze bądź nadzieją, której tak na codzień zawsze bardzo brak. / podwyżka o pół tonu: / Zdarzyło się zwyczajne "żegnaj", porzuciła, odjechała, cóż - tak wyszło. On... 7075 Ballada o niebie i ziemi Anna German midi mp3 info kup koszyk BALLADA O NIEBIE I ZIEMI - Anna German (Muz.: Roman Czubaty, s?.: Jerzy Ficowski) Tonacja c-moll Otwarto drog? nam do gwiazd, ju? przyci?gania zrzucamy brzemi?, nadejdzie pora, przyjdzie czas porzuci? Ziemi?. cis-moll: Znajdziemy mo?e inny sens i inne szcz??cie b?dzie nam dane. I zapomnimy, zapomnimy gorycz kl?sk w?ród obcych planet. d-moll: A kiedy polecimy tam i za t?sknot? ruszymy w po?cig. za?wieci stara ziemia, za?wieci nam ?wiat?em mi?o?ci. Westchniemy: Ziemio, pus... 3559 Ballada o Oli (im) Dance Express midi mp3 info kup koszyk BALLADA O OLI - Dance Express (Muz. i słowa: Sebastian Skóra i Tomasz Drzewoski) Od prywatki do prywatki - tak mi czas upływa, w kącie jakiś koleś zawsze dogorywa, a ja bawię się świetnie, nic mi nie potrzeba, może tylko jakaś Ania, Marta, albo Ewa. Budzę się rano i zakładam spodnie, obok leży Ola - tuż koło mnie. Widzę niewyraźnie, prawie nic nie pamiętam, wczoraj chyba jakiś koleś wcisnął mi skręta... Ola - chodź strzelimy znowu gola! Ola - już przyszła na to pora... Ola - po... 4979 Ballada o Tolku Bananie Wilki midi mp3 info kup koszyk BALLADA O TOLKU BANANIE - Wilki (Muz.: Jerzy Matuszkiewicz, sł.: Adam Bahdaj) Stare miał dżinsy, starą koszulę, w dziurawych kamaszach szedł z odwagą w sercu, z dumą na twarzy, czy dobrze było, czy źle. / x 3. Gdzie świat szeroki, droga daleka pod dachem utkanym z gwiazd, księżyc mu kumplem, głód był kolegą. Tak przewędrował sto miast. / x 3. A potem odszedł, odszedł daleko, za siedem gór, siedem rzek, jednak o Tolku piosnka zostanie, czy chcecie wierzyć, czy nie. / x... 5113 Ballada o Waldim Tatusiu (dp) Boys midi mp3 info kup koszyk BALLADA O WALDIM TATUSIU - Boys (Muz. i sł.: Marcin Miller) Był sobie gość grubiutki, niewysoki, rodzinę miał, garściami życie brał. Lubili go i słynął w okolicy, że w karty grał i królem nafty siebie zwał. Wychodził w nocy pusty, bez pieniędzy, wracał, jak król - prezentów furę miał, nosiło go, był zawsze uśmiechnięty - i taki obraz pozostawił w sercach nam. Ach, Maryś moja, ach, Maryś moja miła, oj, nie płacz, tutaj też jest dobrze mi. Uśmiechnij się - masz jeszcze swego syna... 7171 Ballada pożegnalna na do widzenia Wołosatki midi mp3 info kup koszyk BALLADA POŻEGNALNA NA DO WIDZENIA - Wołosatki Tonacja G-dur INTRO: / instrumental / Pora już radosny kończyć śpiew, odejść stąd, przez szare życie nieść tę melodię ulotną, jak wiatr, w słowach tych zaklętych kilka prawd. To jest nasza ballada na DO WIDZENIA, na lepszy los, pogodny sen, przychylność gwiazd. Nim czas, złośliwy czas wszystko pozmienia, żegnamy was, żegnamy was. Nim czas, złośliwy czas wszystko pozmienia, żegnamy was, żegnamy was. uuuuuuuuu....... Jeszcze d... 2188 Ballada wagonowa ( Maryla Rodowicz (dance 2004) midi mp3 info kup koszyk BALLADA WAGONOWA - (Maryla Rodowicz) dance 2004 Pamiętam, był ogromny mróz (pamięta, był ogromny mróz) od Cheetaway do Syracuse. Pamiętam, był ogromny mróz (pamięta, był ogromny mróz) od Cheetaway do Syracuse. Sam diabeł szepnął: wietrze wiej (wiej) od Syracuse do Cheetaway. Sam diabeł szepnął: wietrze wiej (wietrze wiej, wietrze wiej) od Syracuse do Cheetaway. Trzech pasażerów pociąg wiózł (trzech pasażerów pociąg wiózł) od Cheetaway do Syracuse. (od Cheetaway do Syracuse) Trz...
W Bibliotece Publicznej w Tymbarku miało miejsce XIV Spotkanie z najlepszymi uczniami klas III gimnazjum z terenu gminy Tymbark. W uroczystości, oprócz najważniejszych gości czyli wyróżnionych gimnazjalistów, którzy przybyli wraz ze swoimi rodzicami, udział wzięli: nauczyciele, Wójt Gminy Tymbark Paweł Ptaszek, Wicestarosta Limanowski Mieczysław Uryga, Przewodnicząca Rady Gminy Zofia Jeż, ksiądz proboszcz Jan Banach oraz radni Rady Gminy Tymbark. Część artystyczną uroczystości zapewnili uczniowie: z Niepublicznego Gimnazjum w Piekiełku: zespół taneczny , Grupa Cheerleaders “DANS LITTLE STRAS” oraz Kinga Leśniak, która zaśpiewała piosenkę “Nie daj mi odejść”, z Gimnazjum w Tymbarku: Izabela Kordeczka prezentująca piosenkę “Ballada na do widzenia” oraz Jakub Sporek, który wykonał utwór “Writing”s on the wall”. Nagrody wręczali: Wójt Gminy Tymbark, dyrektorzy poszczególnych gimnazjów oraz Wicestarosta Mieczysław Uryga. Najlepsi uczniowie z Gimnazjum Samorządowego im. Króla Kazimierza Wielkiego w Tymbarku to: Marcelina Banach, Aleksandra Bulanda, Anna Dziadoń, Sara Florek, Julia Grochmal, Izabela Kordeczka, Joanna Kordeczka, Marcin Kurek, Urszula Smaga, Aleksandra Trojanowska, Justyna Zborowska, Jakub Sporek, Maciej Zieliński, Mirosław Franczak, Michał Majeran, Daria Piętoń, Bernadeta Urbańska, Marcelina Hojnor, Klaudia Sojka, Justyna Ślusarczyk. Najlepsi uczniowie z Niepublicznego Gimnazjum w Piekiełku to: Angelika Dudek, Joanna Kulig, Sandra Kurek, Julia Adamczyk, Magdalena Raczek, Aleksandra Wilczek, Ewelina Piórkowska, Mirosław Smoroński. zdjęcia: RM
ballada na do widzenia tekst